Już myślałam, że się dzisiaj nie wyrobię z postem do wyzwania Maknety. Ale jak widać, ostatecznie udało się!
W zasadzie, od zeszłego tygodnia niewiele się zmieniło... Książka ta sama, czyli Viriconium, dalej działam nad poszewką, ale oprócz tego robię na szybko również kołnierzyk, który do piątku musi być gotowy i wykrochmalony... Jakoś nie do końca to widzę... No ale mus, to mus.
Zgodnie z obietnicą z zeszłego tygodnia, napiszę kilka słów o Viriconium, bo już wiem, o co chodzi! Albo tak mi się wydaje, bo to czasem trudno stwierdzić, co poeta miał na myśli... Zdecydowanie nie jest to typowe fantasy z elfami, krasnoludami (chociaż jest karzeł), smokami i innymi stworami wyrwanymi z powieści Tolkiena. Mamy za to świat po wykorzystaniu wszystkich źródeł minerałów i metalów, gdzie wielka cywilizacja, zwana Popołudniem, do cna wykorzystała wszystkie zasoby dochodząc do wielkiego rozkwitu myśli technicznej, jednocześnie niszcząc środowisko. Brzmi znajomo? Kolejna cywilizacja żyje z tego, co pozostało po Popołudniu, ciągle wzdychając do czasów minionych. Które po zderzeniu z teraźniejszością (do którego dochodzi w dosyć niezwykły sposób) okazują się już nie takie różowe. Zdecydowanie nie jest to takie sobie czytadło... Trzeba trochę pomóżdżyć, co przeszkadza mi o tyle, że często czytam w tramwaju, gdzie często nijak nie da się skupić, bo ktoś nad głową mi sępi... Ale zdecydowanie książka warta jest wysilenia szarych komórek. A! I rzeczywiście jest to zbiór opowiadań, chociaż część z nich tworzy zdecydowanie całość ze sobą.
A o to przyczyna mojego późnego posta:
Byłam na spotkaniu powiedzmy, że autorskim (chociaż nie on jest tak de facto autorem) z Władysławem Frasyniukiem. Jako dziecko solidarnościowca w stanie spoczynku, chciałam się przejść, żeby zobaczyć jak inni przedstawiają te czasy. No cóż... nie będę się wypowiadać na ten temat publicznie, napiszę tylko, że mój pogląd w tej sprawie niewiele się zmienił^^ Ale Pan Frasyniuk wydaje się osobiście bardzo przyjaznym i pozytywnym człowiekiem ;)
Dziękuję za komentarze i odwiedziny ;)
W zasadzie, od zeszłego tygodnia niewiele się zmieniło... Książka ta sama, czyli Viriconium, dalej działam nad poszewką, ale oprócz tego robię na szybko również kołnierzyk, który do piątku musi być gotowy i wykrochmalony... Jakoś nie do końca to widzę... No ale mus, to mus.
Zgodnie z obietnicą z zeszłego tygodnia, napiszę kilka słów o Viriconium, bo już wiem, o co chodzi! Albo tak mi się wydaje, bo to czasem trudno stwierdzić, co poeta miał na myśli... Zdecydowanie nie jest to typowe fantasy z elfami, krasnoludami (chociaż jest karzeł), smokami i innymi stworami wyrwanymi z powieści Tolkiena. Mamy za to świat po wykorzystaniu wszystkich źródeł minerałów i metalów, gdzie wielka cywilizacja, zwana Popołudniem, do cna wykorzystała wszystkie zasoby dochodząc do wielkiego rozkwitu myśli technicznej, jednocześnie niszcząc środowisko. Brzmi znajomo? Kolejna cywilizacja żyje z tego, co pozostało po Popołudniu, ciągle wzdychając do czasów minionych. Które po zderzeniu z teraźniejszością (do którego dochodzi w dosyć niezwykły sposób) okazują się już nie takie różowe. Zdecydowanie nie jest to takie sobie czytadło... Trzeba trochę pomóżdżyć, co przeszkadza mi o tyle, że często czytam w tramwaju, gdzie często nijak nie da się skupić, bo ktoś nad głową mi sępi... Ale zdecydowanie książka warta jest wysilenia szarych komórek. A! I rzeczywiście jest to zbiór opowiadań, chociaż część z nich tworzy zdecydowanie całość ze sobą.
A o to przyczyna mojego późnego posta:
Byłam na spotkaniu powiedzmy, że autorskim (chociaż nie on jest tak de facto autorem) z Władysławem Frasyniukiem. Jako dziecko solidarnościowca w stanie spoczynku, chciałam się przejść, żeby zobaczyć jak inni przedstawiają te czasy. No cóż... nie będę się wypowiadać na ten temat publicznie, napiszę tylko, że mój pogląd w tej sprawie niewiele się zmienił^^ Ale Pan Frasyniuk wydaje się osobiście bardzo przyjaznym i pozytywnym człowiekiem ;)
Dziękuję za komentarze i odwiedziny ;)