Udało mi się! Skończyłam kołnierzyk na czas, czyli na czwartkowe popołudnie. Ale nie obyło się bez przygód...
Po pierwsze Pusia, która zapałała wielką miłością do kordonka. Co tylko spuściłam kordonek z oczu, to już wiedziałam, że będę musiała go szukać. A już całkiem przeszła siebie, gdy obiegła całe łóżko po drodze rozwijając całe metry nici. Jak już stwierdziła, że sam motek to mało, to zaczęła sprawdzać, jak smakuje sam kołnierzyk, więc siadał mi na kolanach i podgryzała robótkę. Na szczęście nie przegryzła.
Ale największą przygodę kołnierzykowi zafundowałam sama... Jak już parę razy wspominałam, często dziergam w tramwaju, jak jadę do pracy. Ponad półgodzinna droga aż się prosi o jakieś zagospodarowanie. A jak termin mnie goni, to nie ma zmiłuj, wyciągam szydełko i na przystanku też dziergam. Zatem w czwartek radośnie wsiadam w tramwaj, zajmuję szybko wolne miejsce i zaczynam działać. Po 40 minutach dojeżdżam na swój przystanek, wrzucam robótkę do torby i wysiadam... Ale coś mnie jakoś tak dziwnie ciągnie... Obracam się, a za mną ciągnie się nić... Pierwsza myśl: o mój Boże, kołnierzyk został w tramwaju! Zaraz się spruje, jak tylko motornicza ruszy... Panika w oczach, co robić! Ale jakiś chłopak mnie puka w ramię i pokazuje, że nić, jakimś dziwnym cudem zahaczyła się o innego młodzieńca, który już jest po drugiej stronie skrzyżowania. Ostatecznie skończyło się na przerwanym kordonku i paru sprutych półsłupkach, czyli nic wielkiego ;)
No i teraz sam kołnierzyk:
Dane: Kordonek Snehurka granat, szydełko 1,25. Wzór: KLIK nr rk36. Długość... hmm... Miało być 67cm... i wydawało mi się, że tyle wyszło, dwa razy niby mierzyłam... Ale ostatecznie okazało się, że ma 77cm... (miałaś rację December... jednak trudno zrobić na miarę nawet kołnierzyk^^) Ale i tak odpowiednio zamocowany przypasował ;)
Dziękuję za odwiedziny i komentarze :)