No i stało się. Łudziłaś się, że może to jeszcze nie teraz, że przecież jeszcze rok nie minął... Czułaś jednak już wieczorem, że ten dzień się zbliża. Niewinne pokasływanie, pociąganie nosem...
Rano wstałaś jak zwykle, szybki prysznic, ale z sypialni już dobiega kaszel gruźlika i sakramentalne: "chyba będę chory". Ale Ty już wiesz. Nie ma żadnego "chyba". To samospełniająca się przepowiednia. On już jest chory. Gorzej, on nie ma przeziębienia, on walczy o życie. A Ty będziesz walczyć razem z nim.
Drżącą ręką podajesz mu termometr, modląc się do swojej włóczkowej bogini, żeby pokazał równe 36,6. Mniej oznacza, że już mu się ciało ochładza, więc zaraz umrze. Więcej - gorączka i śmierć w męczarniach. Na nic Twoje modły. Po 7 długich minutach, w czasie których łykasz tabletki na uspokojenie popijane melisą, jest wynik - 36,7. Niewyraźnie spod stosów kołdry słyszysz: "Mam gorączkę, nie mogę iść do pracy". I już wiesz, że najbliższe dni to będzie gehenna. Starasz się przypomnieć sobie, gdzie po ostatnim przeziębieniu schowałaś listę z notariuszami, żeby mógł spisać ostatnią wolę. Zastanawiasz się, do jakiego stopnia tym razem będzie chory. Czy wystarczy mierzyć gorączkę, co pół godziny? Zdecyduje się pójść do lekarza? Poprosi, żeby z nim zostać w domu, bo kto mu szklankę wody poda? Czy będzie w stanie gryźć, czy trzeba będzie mu robić przecierki?
Ale nic się nie martw! I z takiej sytuacji da się coś dziewiarskiego wyciągnąć.
Najpierw trzeba parę spraw logistycznie rozwiązać. Wiadomo - chory z tak wysoką gorączką musi się nawadniać. I zamiast latać, co rusz do kuchni, żeby zrobić herbatę zrób od razu cały garnek. Poczekaj aż trochę przestygnie i przelej do termosu. Dzięki temu nie będziesz mu musiała dmuchać, żeby ochłodzić i ile czasu zaoszczędzisz? Pod ręką zostaw mu cały zestaw chusteczek i kosz na nie. Największy problem będzie z jedzeniem. Bo można wyróżnić dwa typy mężczyzn pod tym względem: tak chorzy, że nic nie jedzą (no i super, ile czasu zostaje) i tacy, którzy postanawiają nadrobić braki żywieniowe, bo przecież muszą jeść, żeby wyzdrowieć. Dopóki nie żąda pierogów, niech je. Czemu? Pamiętasz tę listę notariuszy? No właśnie, lepiej nie zostać wykluczoną ze spadku. Tyle pieniędzy na włóczki może przejść koło nosa z powodu jednej kanapki.
Co robimy dalej? Trzeba uświadomić naszego lubego skąd się wzięła choroba. Ano stąd, że bez czapki i szalika chodził. Tutaj zacznie się tłumaczenie, że nie ma wystarczająco męskiego i żadna fabryka jeszcze takiego nie wyprodukowała. I to jest właśnie woda na nasz młyn! Bo przecież my mu wydziergamy, takie, jak sobie tylko życzy! Tylko jest jeden mały problem... Wśród tych trzech ton włóczek pochowanych w całym mieszkaniu jakoś dziwnym trafem nie ma takiej, która byłaby godna jego głowy. Więc trzeba kupić. Ale skoro on będzie miał nowy komplet, to jak to tak, że my w starym będziemy chodzić? No nie bardzo... Więc dla siebie też musimy kupić nową włóczkę. No, a że akurat była promocja, to z 3 motków robi się 10. Takie cudowne rozmnożenie. Ale nic to! Nasz luby jest tak słaby, że nie zauważy. Albo można mu wmówić, że jest tak osłabiony, że mu się w oczach troi. W ten sposób możemy stać się posiadaczkami niezliczonej ilości nowych kłębuszków. A gdy on wróci do zdrowia i zapyta, czy to nowe włóczki z czystym sumieniem będziesz mogła powiedzieć: NIE.
Dodatkowym plusem takiej męskiej walki o życie jest jego osłabienie, a więc spanie. Jak facet śpi to nie marudzi i nie zawraca głowy, można spokojnie usiąść i dziergać. Albo oglądać kolejne cuda na Ravelry.
Jak widzicie, nie musi być tak tragicznie :)
A jak u Was przebiega walka z chorobą?
Ja wiem, że jest to bardzo poważna sprawa, ale dawno tak się nie uśmiałam :D :D :D. Dobrze, że można wyciągnąć z tej sytuacji jakieś plusy (tzn. motki). Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńTo bardzo poważna sprawa, nie ma z czego się śmiać^^
UsuńAle oczywiście, zawsze są jakieś plusy ;) Trzeba tylko troszkę poszukać :)
Ależ się uśmiałam, rewelacja :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Cieszy mnie, że się podoba :)
UsuńGenialne, a jakie prawdziwe :D
OdpowiedzUsuńDokładnie, sama prawda, lekko tylko podkolorowana :)
UsuńŚwietne! Niestety, mi trafił się wyjątek, który dopiero przy czymś poważnym zostanie w domu. Ale jak już wróci z pracy ... wtedy zaczyna się armagedon. Herbaty nie nadążam parzyć, a dzbanek ma 1,8 l ;)
OdpowiedzUsuńNo to mój od razu umiera... Ale ma to też swoje dobre strony, bo jest często u lekarza i nie muszę się martwić, że będzie za późno na poważne leczenie...
UsuńDobre, gdzieś przeczytałam, że ból podczas porodu jest tak silny, że kobieta jest niemal w stanie poczuć to, jak czuje się mężczyzna podczas przeziębienia :D
OdpowiedzUsuńDobry tekst :D Zapamiętam^^
UsuńEch, to ciekawe, ile już napisano o męskich chorobach, a wciąż jeszcze można ciekawie ująć ten temat :)
OdpowiedzUsuńBo męska choroba to temat rzeka :D i do tego bardzo wdzięczny, dopóki oczywiście mówimy o jakichś błahostkach.
Usuń