Bitwa o Anglię - polska edycja Simply Crochet - Wszystkomający blog szydełkowy

sobota, 11 lutego 2017

Bitwa o Anglię - polska edycja Simply Crochet

To był zwyczajny dzień w pracy. Ratowałam świat wypełniając bardzo ważne tabele w excelu. W pewnym momencie, coś mnie tknęło, jakieś dziwne przeczucie, które mówiło: teraz, zrób to teraz. Podobno słyszenie głosów nie jest normalne... Więc posłuchałam^^. Sprawdziłam stronę wydawnictwa bpv Polska. Na głównej stronie wielki napis: od dziś w kioskach! I... Simply Crochet edycja polska. Czyżby moje marzenia miały się spełnić? Jeszcze lekko ponad 2 tygodnie temu płakałam Wam, jaki nasz rynek czasopism rękodzielniczych jest ubogi, a tu bach!
Do końca pracy siedziałam jak na szpilkach zastanawiając się, jaką obrać marszrutę, żeby kupić to wyczekane pismo. Punkt 16.00 wystrzeliłam jak z procy tłumacząc koleżankom, że nie mogę czekać, bo mam bardzo ważną rzecz do załatwienia.

Szybka podróż do empiku, obrałam od razu azymut na dział prasy kobiecej (czemu to nie w hobby, ja się pytam?). Jest! Drżącymi rękami biorę gazetę do rąk... Jednak już czuję, że coś jest nie tak... Magazyn nie jest klejony, tak jak wersja brytyjska... papier słabszy... Ale przecież i cena niższa niż oryginału, na czymś trzeba było oszczędzić. Niech będzie zatem i tak.
Nieśmiało otwieram gazetę... I radość zmienia się w rozczarowanie... To nie jest czasopismo o szydełkowaniu... To kolejna gazeta z wzorami... Nie ma żadnych artykułów, wywiadów, przedstawionych sylwetek. Same wzory... Lepsze, gorsze, ale to tak bardzo nie to. Ostatecznie kupiłam, żeby sobie dokładnie porównać oba wydania.

I jak wypada nasza wersja? No niestety, słabiej... Pal licho ten gorszy papier i inne łączenie stron. Rozumiem, że w Polsce mało kto dałby za gazetę 25,00 złotych, więc gdzieś te koszty trzeba ciąć.
Ale dlaczego zrezygnowano z tej części, która mogłaby uczynić to pismo wyjątkowym? Czemu nie ma żadnych relacji zróżnych wydarzeniach, czemu nie ma opisów włóczek, wywiadów? Można było część tych uniwersalnych artykułów po prostu przetłumaczyć, tak jak zrobione to w Łatwym Szydełku. Nie mówiąc o tym, że naprawdę można było się chociaż trochę wysilić i znaleźć temat do opisania z naszego podwórka.

No właśnie... Każde zdjęcie jest opatrzone krótkim opisem, który miałby nas zachęcić do wykonania danej pracy... Nie mam pojęcia, kto je pisał i sprawdzał... Są koszmarne. Błędy stylistyczne i językowe prawie wszędzie... Mylenie unikalny z unikatowy (nasze prace są unikatowe, jeśli byłyby unikalne, wszyscy by ich unikali)...
A same wzory? Dla jednych opis jest czymś nie do przeszkodzenia i są wstanie pracować tylko ze schematami. Dla mnie to w zasadzie wszystko jedno i mi ten sposób opisania projektu nie przeszkadza.
Same modele wybrane do gazety są w porządku, widać, że myślą przewodnią tego numeru jest wiosna i zbliżająca się Wielkanoc. Bardzo się chwali, że pod nazwą każdego wzoru jest napisany jego autor.
Inna sprawa, że część tych modeli jest dostępna za darmo na stronie Simply Crochet. Ale nie wszystkie. Te, które mi najbardziej wpadły w oko (szal, koc, króliczek) są tylko w gazecie.

Czy zatem nie ma żadnych plusów? Są. Po pierwsze dwie szkółki - na szydełko tunezyjskie (w gazecie jest jeden sweterek wykonany tą metodą) i zwykłe. Ta ostatnia jest bardzo dobrym rozwiązaniem, bo ciągle brakuje ujednolicenia, czym w Polsce jest półsłupek, a czym oczko ścisłe.

Po drugie w opisach zrezygnowano z podawania konkretnej marki włóczki. Wiadomo, skoro pismo jest przedrukiem z zagranicznej gazety istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że takiej włóczki, jak w oryginale nie dostaniemy u nas. Wyjątkiem od tej reguły są dwa pierwsze wzory.
Podsumowując. Gdybym nie kupiła wcześniej brytyjskiej wersji, pewnie byłabym bardzo zadowolona z tego numeru - w końcu zdjęcia prezentujące w nowoczesny sposób robótki ręczne, po prostu ładne wydanie. Ale wiem, jak wygląda oryginał... i polska edycja zostawia we mnie ogromny niedosyt. Co dalej? Mam nadzieję, że mimo wszystko nie jest to kolejna jaskółka, co dalej tej wiosny nie uczyniła. Trzymam kciuki, żeby kolejne numery były coraz lepsze i dążyły w stronę wersji brytyjskiej. Będę z uwagą śledzić rozwój tej naszej edycji.

5 komentarzy:

  1. Też zakupiłam tą gazetkę :) Nie czuje się rozczarowana, bo wzory są cudne. Nareszcie miła odmiana po tych wszystkich serwetkach i sweterkach czy czapkach modnych dobrych kilka lat temu (tak, nie mam dobrego zdania o naszym rynku wydawniczym). Nawet jestem w stanie odżałować brak artykułów około-robótkowych, tu wystarczy mi Mollie Potrafi. Brak mi tylko info jak często będzie się ukazywać ta gazetka (oby nie skończyło się jak z "Łatwym szydełkowaniem"!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja pewnie też bym się nie czuła rozczarowana, gdybym nie widziała tej wersji brytyjskiej. I tak jak wcześniej już pisałam, Mollie nie jest do końca dla mnie - moje zainteresowania kręcą się wokół włóczek i po prostu nie zawsze znajduję tam coś dla siebie...

      Usuń
  2. A ja byłam bardzo zdziwiona gdy koleżanka pokazała mi polską edycję. Dzięki Tobie wiem, że to pierwszy numer, jeszcze nie sprawdzałam ...
    Masz rację, brakuje polskiej gazety, nie przedruku, ale takiej z naszego podwórka. Oryginały bardzo lubię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę na to, że po pierwsze nie będzie to jedyny numer, ale pojawią się kolejne, a po drugie, że zaczną się w niej ukazywać materiały z naszego podwórka :) Bo tam same wzory jako tłumaczenia, to jeszcze nie jest złe, przecież same często korzystamy z dobrodziejstw Ravelry ;)

      Usuń
  3. A wiadomo co ile będzie się ukazywać?

    OdpowiedzUsuń