Dzisiaj zapraszam Was na spotkanie z Dagmarą, w Internecie znaną
jako Yellow Mleczyk. Dziewczyna równie pozytywna, co jej avatar :)
Dagmara
jest oczywiście projektantką. Ale poszła o krok dalej i oprócz projektowania pięknych chust (nie tylko ich, ale jak o niej myślę, przed oczami
mam właśnie zwiewne okrycia), postanowiła również nauczyć innych,
jak tworzyć cuda z jej wzorów. Koniecznie zajrzyjcie do jej grupy
Podziergajmy wspólnie. Dodatkową zachętą do zabawy jest zniżka na
płatne wzory :)
Ech, kolejna osoba, przez którą płaczę po
nocach, że nie umiem na drutach... (tak, wiem, mogłabym się w końcu
nauczyć... ale użalanie się nad sobą jest łatwiejsze^^)
Wszystkie zdjęcia w tym wpisie są własnością Yellow Mleczyk.
- Jak długo dziergasz? Od czego się zaczęło?
Od zawsze. Pamiętam, że początki
szydełkowania pokazała mi kuzynka, drutów przypomnieć sobie nie mogę. Chyba
mama, ale ona też nie pamięta.
Oczywiście były okresy większej i
mniejszej aktywności, a nawet całkowitej stagnacji. Był nawet taki moment,
kiedy wszystko wskazywało na to, że ze względów zdrowotnych nigdy już do drutów
nie wrócę. Po dwóch latach zaryzykowałam, wróciłam, ale liczę się z
możliwością, że może mi się to nagle urwać. I tym bardziej cieszy mnie to, że
dziergam!
- Kiedy przestało Ci wystarczać odtwarzanie pomysłów i zaczęłaś tworzyć własne wzory?
Ja swoje
wzory tworzę od zawsze. Taką mam naturę, że źle się czuję, jeśli ktoś jest tak
samo ubrany, jak ja. Chyba zaszczepiła mi to moja mama, która zawsze szyła dla
mnie ubrania, i zawsze miałam coś innego niż koleżanki. A było to w czasach,
kiedy asortyment w sklepach był tak mało zróżnicowany, że zupełną normą był na
przykład fakt, że połowa dzieci w klasie nosiła takie same sweterki. Na
początku mi to przeszkadzało, chciałam wyglądać tak samo jak inni, ale całe
szczęście nieco podrosłam i zaczęłam dostrzegać uroki indywidualizmu. Czasy
nadal były, jakie były, i jedynym sposobem wyglądania inaczej niż ogół była
twórczość samodzielna. Zresztą, w liceum była już nas, indywidualistek, spora
gromadka, i wszystkie albo dziergałyśmy, albo szyły. Taka, wydawało mi się
wtedy, norma. I tak mi już zostało i trwa do dzisiaj.
- Kiedy pojawił się pomysł, żeby zacząć się dzielić wzorami? Kiedy stwierdziłaś, że można je sprzedawać?
Kiedy
odkryłam, że dzierganie jest w Internecie. Czyli w 2013. W nieświadomości
swojej uważałam, że rękodzieło jest nadal na poziomie mojej wczesnej młodości…
Ten pierwszy
moment pamiętam do dziś, spędziłam przed monitorem popołudnie, wieczór i pół
nocy, w zdumieniu, zachwycie i od razu z silnym postanowieniem, że ja też tak
chcę i muszę!
Założyłam
bloga. Pościągałam darmowe wzory. Pozapisywałam się na parę testów na ravelry.
Pojechałam do Krakowa w celu zobaczenia, pomacania i kupienia ‘prawdziwej’
włóczki.
Główny
problem nie polegał na stworzeniu udziergu, tylko na ogarnięciu wszystkiego
obok.
Od pierwszej
chwili miałam silne przekonanie, że to jest właśnie moje miejsce, i wszystkie
moje dotychczasowe życiowe doświadczenia mnie ku temu miejscu prowadziły. I
nawet pamiętam, jak je wyliczałam koleżance:
·
Znam języki
na takim poziomie, że problemu nie będzie żadnego
·
Jako
nauczycielka z powołania i zamiłowania potrafię tak wytłumaczyć, żeby każdy
zrozumiał
·
Prowadziłam różne
szkolne akcje na FB i już trochę wiem, jak to robić, a w razie czego zawsze
mogę dopytać uczniów (co zresztą robię do dziś!)
·
Na
komputerze radę sobie dam, teksty napiszę, edytować też potrafię
·
Z racji
niepełnosprawności czasu mam dużo, po pracy muszę sporo odpoczywać, ale
przecież odpoczywać i dziergać można równolegle
·
A jakie
wyzwanie dla intelektu, przedsiębiorczości i zmysłu organizacyjnego!!! Oraz
poczucia, że ta moja choroba nie tylko mi mnóstwo zabrała, ale i otworzyła nowe
możliwości!!!
- Skąd bierzesz pomysły na nowe projekty? Jak wygląda proces samego wymyślania?
Pomysły
najczęściej przychodzą same. Oczywiście gdzieś tam wcześniej zobaczę coś
ciekawego – ścieg, kształt, motyw – i potem te wrażenia łączą się w całość, na
bieżąco coś dodaję, odejmuję, modyfikuję. Najbardziej lubię wymyślać chusty,
zaczynam od jakiegoś elementu i dopasowuję do niego pozostałe.
Zależy mi,
żeby nie tworzyć plagiatów, dlatego niezbyt często przeglądam strony
dziewiarskie w Internecie. Nie chcę, żeby mi zapadały w pamięć gotowe wyroby,
które potem, po dłuższym czasie mogłabym uznać za własne pomysły.
- Jak wygląda proces tworzenia wzoru? Jak długo trwa?
Trwa dość długo. Najpierw chodzę
i obracam pomysł w głowie, kombinuję na różne sposoby, a jak już mnie to
umęczy, to biorę dyżurny kłębek bawełny i zaczynam eksperymentować.
Potem przerzucam się na właściwą
włóczkę i rozpoczynam właściwe dzierganie. Staram się na bieżąco zapisywać, co
robię, ale niestety, często mnie ponosi entuzjazm i trudno mi się oderwać od
drutów. Dzięki czemu dziergam potem drugi egzemplarz, tym razem już dokładnie
wszystko notuję, i przy okazji sprawdzam sama siebie.
Potem jest etap bardziej
techniczny – zapisanie wzoru w takiej formie, żeby był jasny, przejrzysty i jak
najprostszy. Oraz zrobienie zdjęć.
To ostatnie od początku było dla
mnie ciężkim wyzwaniem i po wielu przemyśleniach i obserwacjach weszłam na
drogę kompromisu. Z jednej strony zależy mi, żeby mieć ładne i ciekawe zdjęcia,
to przecież pierwszy element, na który zwraca się uwagę przy wyborze wzoru. Z
drugiej strony ja sama dość sceptycznie podchodzę do zdjęć z bardzo wysokim
poziomem ‘elementu artystycznego’, tak samo jak wolę starsze filmy bez efektów
komputerowych, coś tam mi w nich nie do końca gra. A z trzeciej strony, doszłam
do wniosku, że jako niezależna projektantka i firma jednoosobowa nie mogę być
perfekcyjna w każdym aspekcie.
Zdjęcia więc robię sama, tak jak
potrafię najlepiej, w zimie więcej w pomieszczeniach i na ‘plastikowej pani’, w
lecie więcej w plenerze i przeróżnych okolicznościach przyrody. Nie obrabiam
ich też nadmiernie, żeby nie dodawać tego elementu ‘sztuczności’, którego sama
tak nie lubię.
No i jeszcze zostaje nazwa.
Czasami objawia mi się sama, czasami szukam długo i z mozołem. Problem jest w
tym, że nazwa powinna być w miarę prosta, w miarę ciekawa, w miarę
międzynarodowa, i jeszcze dodatkowo lubię, żeby miała jakiś niewielki polski
akcencik. Oczywiście nie zawsze uda się to wszystko zawrzeć w jednym-dwóch
słowach!
Na dzisiaj to tyle, ale już jutro zapraszam Was na kontynuację!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz