A zatem październik! Albo piździernik, bo końcówka była jednak dosyć nieprzyjemna. Ach ten Grzegorz...
Zdecydowanie miesiąc upłynął mi pod znakiem dziergania.
Zrobiłam kilka małych albo mało pracochłonnych projektów.
Po pierwsze mitenki z Minionkami, dla koleżanki, która nie
zna pojęcia "za gorąco" ;) A że dodatkowo jest animatorką dzieci, to
te żółte potwory to dla niej chleb powszedni.
Po drugie dywan do pokoju mojej siostrzenicy. I to jest właśnie
projekt, który nie jest mały, bo jednak sznurek bawełniany robi swoje. Ale nie
mogę powiedzieć, żebym się jakoś przy nim szczególnie napracowała. Bo nie
oszukujmy się... szydełko numer 10 i jedziemy. Ale ręce bolą, pod koniec pracy
to jednak było już kilka kilo, szkoda, że go nie zważyłam przed oddaniem... Zdjęć jeszcze nie ma, bo w zasadzie dywan jest, ale pokój Misi jeszcze nie jest skończony.
Ciągle dzierga się chusta z Lace dropsa, która oficjalnie otrzymuje status
robótki podróżnej, co oznacza tyle tylko, że jeździ ze mną cały czas w torebce
i czeka na wolne miejsce w tramwaju.
Popełniłam również dla siebie mitenki, chociaż jeszcze nie
są do końca wykończone - chciałabym dodać jeszcze jakieś kwiatki. Ale szczerze
mówiąc, wątpię, że do tego dojdzie... Mitenki są już w użyciu, a skoro
spełniają swoją rolę, to obawiam się, że tak zostaną. No chyba, że zaskoczę
samą siebie!
No i na koniec kolejna praca w toku, czyli kocyk-plaża, na
zamówienie. Chociaż już popełniłam w swojej karierze kilka falowców (w sensie
kocyków w fale), to jakoś mi się ten wzór nigdy nie nudzi. Jestem już prawie w
połowie i jestem bardzo zadowolona z tempa, w którym mi to idzie. Zobaczymy,
jak będzie na koniec, gdy dojdzie do dziergania zwierzątek i ich
przyszywania...
W każdym podsumowaniu będę wskazywać włóczkę miesiąca. Niekoniecznie
będzie to ta najlepsza, może być najbardziej zaskakująca, najładniejsza albo
ta, z której najwięcej dziergałam.
Włóczką października zostaje Alize Cotton Gold, to z niej
powstaje kocyk i z niej najczęściej korzystałam.
KSIĄŻKI
Jak część z Was wie, oprócz szydełka, moją drugą pasją są
książki. Nie zawsze udaje mi się zrobić wpis w środę z książkami, a często
chciałabym się podzielić z Wami swoimi przemyśleniami, tow podsumowaniu
miesiąca miejsce na książki też się znajdzie.
HEL3 , Jarosław Grzędowicz. Zawsze sądziłam, że nie lubię
science-fiction. I chyba sie trochę pomyliłam. Po wspaniałym "Panie
Lodowego Ogrodu" sięgnęłam niedawno po kolejną powieść J. Grzędowicza. Tym
razem nie mamy dziwnej cywilizacji, która potrafi posługiwać się magią. Ale
mamy przyszłość, nie tak całkiem odległą i cóż... przerażającą... Wszyscy w
zasadzie żyją tylko w wirtualnej rzeczywistości, nie potrafiący sobie poradzić
w rzeczywistym świecie, pełna kontrola nad społeczeństwem. Kolejna próba
zrównania całego społeczeństwa, która po raz kolejny skończyła się powstaniem
równych i równiejszych. Zostaje podjęty ogólnokrajowy projekt naprawy
środowiska - prąd jest tylko w określonych godzinach, podobnie ciepła woda. Odpowiednie
aplikacje sprawdzają, czy nie spożywa się za dużo cukrów. Sam rząd podlega
Chinom... upada gospodarka oparta na ropie naftowej... Wszystko, co zostało opisane,
w zasadzie może się spełnić. To straszna, dystopijna przyszłość, która ma
szanse się spełnić... Mimo wszystko polecam.
Wilcze leże, Andrzej Pilipiuk. Nie lubię opowiadań... są za krótkie.
Człowiek się wciągnie w fabułę, polubi bohaterów, a tu koniec. Jest jednak
wyjątek. Andrzej Pilipiuk tworzy tak barwne postacie, ma tak wspaniałe pomysły,
że jestem w stanie mu wybaczyć krótką formę. Zwłaszcza, że poszczególne opowiadania
tworzą pewną całość, ponieważ mają wspólnych bohaterów. Szczególnie przypadł mi
do gustu Robert Storm, detektyw żyjący w swoim świecie, trochę nie rozumiejący
pewnych współczesnych mechanizmów, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety. Bardzo mi
przykro, że to nie ja wymyśliłam tak dobrą postać^^.
Ale, ale. Październik u mnie to nie tylko dzierganie i czytanie, ale również służbowy wyjazd do pięknego pałacu w Wojanowie. I chociaż nie miałam za wiele czasu na przyjemności, bo prace trwały od rana do wieczora, to jednak budzenie się z widokiem na góry było miłą odmianą. Nie wspominając o tym, że przepyszne jedzenie było podstawione pod samą buzię. A tutaj kilka zdjęć, sami zobaczcie, jak tam jest pięknie!
I tak minął mi październik. Niedługo na blogu pojawi się wpis z planami na listopad. I szykuję świąteczne wyzwanie, mam nadzieję, że ktoś się dołączy do mnie^^.
Ale, ale. Październik u mnie to nie tylko dzierganie i czytanie, ale również służbowy wyjazd do pięknego pałacu w Wojanowie. I chociaż nie miałam za wiele czasu na przyjemności, bo prace trwały od rana do wieczora, to jednak budzenie się z widokiem na góry było miłą odmianą. Nie wspominając o tym, że przepyszne jedzenie było podstawione pod samą buzię. A tutaj kilka zdjęć, sami zobaczcie, jak tam jest pięknie!
I tak minął mi październik. Niedługo na blogu pojawi się wpis z planami na listopad. I szykuję świąteczne wyzwanie, mam nadzieję, że ktoś się dołączy do mnie^^.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz