Planowanie - moja wersja - Wszystkomający blog szydełkowy

środa, 21 lutego 2018

Planowanie - moja wersja

Podejść do planowania miałam w swoim życiu co najmniej kilka. Z różnym skutkiem i trwałością efektów.


Przerabiałam chyba każdą możliwą formę: zwykłe listy "to do", kalendarze, a nawet bullet journal. I efekty były różne. W zasadzie żadna z tych form mi nie podeszła. Ale każde podejście do planowania nauczyło mnie paru rzeczy.
Na przykład, że jednak forma plannera ma ogromne znaczenie. Że nie każdemu leży kalendarz, czy bujo. I że nie ma co przesadzać.

PUŁAPKI PLANOWANIA

HORROR VACUI
Jest takie pojęcie w baroku - horror vacui, czyli lęk przed pustą (a w zasadzie wolną) przestrzenią. To dlatego obrazy barokowe są tak przeładowane, a we wnętrzach w tym stylu trudno znaleźć kawałek białej ściany. No i miałam to samo z planowaniem, zwłaszcza w bujo. Po prostu pusta kartka przerażała mnie - znaczyło, że w moim życiu nic się nie dzieje, skoro nie mam co zapisać. Bardzo modne są wszelkiego rodzaju kolekcje, czyli różne listy: przeczytanych książek, książek do przeczytania, seriali, filmów, rozpiski sprzątania. I w tym pędzie też sobie to wszystko rozpisywałam. I wiecie co? Po pierwszym uzupełnieniu nie wracałam do tego... Bo tak naprawdę nie potrzebowałam tego.


PRZEPLANOWANIE
Pokrewna sprawa jak z horror vacui, ale dotycząca samego planowania dnia, czy tygodnia. Gdy wpisywała swoje plany na najbliższy czas tak kombinowałam, żeby było jak najwięcej zajęć w ciągu dnia. Mycie okien raz w tygodniu? Proszę bardzo! Czytanie przez określony czas? A jak! Szydełkowanie? Oczywiście! Codzienne generalne porządki? Czemu nie... I w ten cudowny sposób na papierze wyglądało, że po pierwsze dużo robię, a po drugie jestem świetnie zorganizowana, skoro to wszystko mi się mieści w 24 godziny. A jak było naprawdę? Połowy zadań nie wykonywałam, bo plany sobie, a życie sobie. Nie mówiąc już o tym, że byłam zwyczajnie zmęczona...

PLANOWANIE WAŻNIEJSZE OD ROBIENIA
W pewnym momencie złapałam się na tym, że więcej czasu poświęcam wymyślaniu planów i ozdabianiu, niż samemu realizowaniu. W bujo doszły jeszcze co miesięczne i co tygodniowe tabelki. Miałam dość i dałam sobie spokój.

JAK JEST TERAZ?

Dałam sobie na luz. Po pierwsze zdecydowałam się na prowadzenie gotowego plannera. Czekałam długo na ten idealny, od Aliny z Design Your Life. Nawet zastanawiałam się w pewnym momencie, czy sobie nie dać spokoju i nie wziąć czegokolwiek. Ale nie żałuję czekania. Bo ten planner ma to czego potrzebuję i nic ponadto - rozpisany kalendarz na miesiąc, tygodniówki, habit tracker, dniówki w układzie tygodniowym. I pełno miejsca na dodatkowe notatki i kolekcje. Niewątpliwym atutem jest świetny papier - pióro po nim po prostu płynie! Dzięki formatowi zbliżonemu do A5 mogę spokojnie go wrzucić do torebki i zabrać wszędzie! No a że jest "tylko" na pół roku (i tak kupiłam od razu drugi^^) to nie waży dużo.
To nie jest wpis sponsorowany^^.
Ok, to już wiecie gdzie, czas na to jak planuję.
Żeby uniknąć niepokoju z pustymi przebiegami wpisuję w dniówki nawet swoją pracę etatową. W ten sposób już 8 godzin w ciągu mam zajęte ;) 
Jakoś śledzenie nawyków nie do końca mi idzie - te nieszczęsna zdjęcia... ehh
Od razu wpisuję swoje treningi na siłowni, żeby nic nie planować na ten czas.
I jeszcze a propos treningów. Ponieważ wiem, że muszę na nie poświęcić dwie godziny (razem z dojściem, przebraniem się), a po samej siłowni wyglądam jak kupa, to na dni ćwiczeniowe nie planuję nic wielkiego. Nie ma wtedy wpisów, nie prasuję, nie robię większych porządków (mycie podłóg i tym podobne sprawy). Po prostu wiem, że nie zrobię tego.
Ogólnie zadania nieterminowe (pranie, prasowanie, sprzątnięcie czegoś konkretnego) wpisuję w tygodniówkę i przepisuję do dniówek, dzień przed, gdy wiem, że nic nie wyskoczy.
Na początku każdego tygodnia sprawdzam, czy w kalendarzu miesięcznym nie mam na te siedem dni jakiś dodatkowych planów - urodziny, imprezy, lekarze.
Nie spinam się, że strony w plannerze nie są zapisane od dołu do góry. Da się z tym żyć ;)
Jeszcze szukam konkretnych pomysłów na zagospodarowanie wolnych stron na notatki i "Tygodniowe zestawienia". Ale czy to źle? No nie wiem ;)
Z pewnością część stron przeznaczę na sprawy związane z robótkami, bo nie może być inaczej :D

A jak u Was jest z planowaniem? Organizujecie sobie dzień, czy idziecie na żywioł?

2 komentarze:

  1. Jeszcze niedawno szłam na żywioł. Ale dwie prace moje, dwie męża i małoletni sprawiły, że zaczęłam organizować. W czymś wzorowanym na bujo, ale bez miliona kategorii w środku. A co lepsze - w pracy też mam swoją wersję bujo :) Pozbyłam się wszystkich sklepowych kalendarzy i jest mi z tym cudownie! Ale przyznaję - nad plannerem Aliny też się zastanawiałam. Może następną razą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z bujo niestety uległam tym wszystkim zdjęciom z pinteresta, gdzie one były takie piękne i kolorowe. I nawet wiedziałam, że to nie o to chodzi w tym wszystkim... Ale chyba jestem po prostu zbyt leniwą bułą, żeby rozpisywać tabelki i inne rzeczy xD

      Usuń